"Dla mnie zawsze najważniejsze jest dziecko"

sobota, 27.6.2015 14:07 8964 1

W tym roku mija 40 lat, odkąd zaczęła pracę w Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu. Kiedyś przy ulicy Hoene-Wrońskiego, w budynkach, które jak mówi, nie spełniały absolutnie żadnych wymogów sanitarnych, dziś w fatalnym budynku przy Bujwida, a za dwa miesiące w supernowoczesnej klinice przy Borowskiej. Profesor Alicja Chybicka, kierowniczka kliniki przy Bujwida, rozmawia z nami tuż przed wielką przeprowadzką pacjentów do nowego ośrodka - Przylądka Nadziei.

W tle obraz "Anioły" (autorstwa prof. Hałasa), który 7 września zawiśnie w Przylądku Nadziei. - Wszystko to, co mam w tym gabinecie, to są prezenty, które pojawią się w Przylądku - mówi nam prof. Chybicka.

- Z Hoene-Wrońskiego przenieśliśmy się na Bujwida w 1989 roku i wtedy tu było świetnie, w porównaniu z poprzednią placówką. Przy Hoene-Wrońskiego nie było zachowanych absolutnie żadnych standardów odnośnie kwestii sanitarnych. Rodzice nie mogli być z dziećmi przez cały czas i mogli przyjść do nich tylko na godzinkę od 16 do 17. Tutaj był ten komfort, że rodzice mogli być z dzieckiem przez całą dobę. Co prawda w warunkach strasznych, ale była taka możliwość – wspomina kierowniczka kliniki.

Profesor Chybicka przyznaje, że poważne problemy z budynkiem przy Bujwida zaczęły się około roku 2005. – Jeszcze w 2003 roku, gdy rektor Akademii Medycznej zaproponował, abyśmy się przenieśli na Borowską, to odmówiłam, ponieważ ten budynek nie był jeszcze w takim złym stanie. Poza tym na Borowskiej proponowano nam tylko jedno piętro, a my potrzebujemy miejsca na 60 łóżek.

- Cały czas pękają nam rury. Przychodzą "magicy" i obklejają je takimi opaskami, ale co z tego, skoro tuż obok opaski z tej rury znów zaczyna cieknąć. Pękła nam też rura z fekaliami – wylicza profesor Chybicka i mówi, że sama chodzi po budynku i fotografuje stan kliniki. – Raz na łóżko pacjenta spadł kawałek sufitu. Na szczęście na łóżku nikogo nie było. Jednak, gdyby wtedy leżało tam dziecko, to albo by było ciężko poturbowane, albo by zginęło.

 

 

Przylądek Nadziei przy Borowskiej już gotowy

PRZYLĄDEK NADZIEI - ZOBACZ W ŚRODKU

Zdarzeń poważnie zagrażających pacjentom i personelowi kliniki było wiele, na szczęście nikt nie został rannych. – Raz urwał nam się balkon i to balkon dobudowany w 1989 roku. Po prostu się urwał. Na całe szczęście nikomu nic się nie stało, ale przecież pod balkonem mógł ktoś wtedy stać!

Poza tym klinika, prócz fatalnego stanu budynku, ma jeszcze jeden minus – okna szpitala wychodzą wprost na … cmentarz. - Kiedyś szłam za jedynymi z rodziców i słyszałam, jak pytali się siebie wzajemnie, co za człowiek wybudował szpital dla dzieci naprzeciwko szpitala. Stwierdzili, że to Niemcy – mówi.

10 lat temu prof. Chybicka rozpoczęła poszukiwanie sponsorów, którzy chcieliby wybudować nowy obiekt dla prawie dwóch tysięcy dzieci I wtedy z pomocą przyszła Fundacja Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową. - Proszę wspomnieć, że to wszystko dzięki fundacji i pomocy Mirka Szozdy [prezesa Fundacji "Przylądek Nadziei" - przyp. red.]

Już za dwa miesiące mali pacjenci nie będą narażeni na niebezpieczeństwo przebywania w budynku, który nie spełnia żadnych norm, co zresztą bez ogródek podkreśla kierowniczka kliniki. 7 września planowane jest otwarcie Przylądka Nadziei, który jak mówi prof. Chybicka, będzie najnowocześniejszym w Europie. – Pacjenci będą mieli świetne łóżka, wszystkie sale będą jedno- lub dwuosobowe. Rodzice będą mieli również meblościanki, z których będzie można wysunąć łóżko. Dla rodziców powstanie również specjalny kącik z kuchnią – wylicza profesor Chybicka. W Przylądku Nadziei powstanie hotel dla małych pacjentów i ich rodziców spoza Wrocławia. – Chcemy, aby tu było jak najwięcej zabawy.

Przylądek Nadziei będzie połączony ze szpitalem przy Borowskiej podziemnych korytarzem o długości 700 metrów. Mali pacjenci będą, w razie potrzeby, transportowani do USK meleksami.

Mały Maksiu z mamą podczas Dnia Dziecka w klinice przy Bujwida ZOBACZ WIĘCEJ

W nowym obiekcie przy Borowskiej na ostatnim piętrze znajdzie się oddział przeszczepowy i poprzeszczepowy.

W Przylądku Nadziei będzie się również mieścił pododdział chorób rzadkich, drugi taki w Polsce [pierwszy zlokalizowany jest w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka - przyp. red.].

Przeprowadzka dzieciaków z Bujwida odbędzie się tuż po oficjalnym otwarciu Przylądka. - Chcę, aby to było zrobione porządnie, dlatego też dzieci przeniosą się do placówki dopiero po jej otwarciu. Nie wyobrażam sobie, żeby to było tak, jak w roku 1997 roku podczas powodzi, gdy było zagrożenie, że wał pęknie lada moment i wieźliśmy dzieci przez zalane miasto do szpitala przy Weigla. Teraz, podczas przeprowadzki, dwa zespoły będą pracować przez 5 dni w obu placówkach non stop.

Profesor Chybicka podkreśla, że dla niej zawsze najważniejszy jest mały pacjent. - Dla mnie zawsze najważniejsze jest dziecko i to będę powtarzać. Na drugim miejscu jest oczywiście mój zespół, za którym zawsze będę stała. Ci ludzie muszą mieć odpowiednie warunki i odpowiednie wynagrodzenie za pracę, jaką wykonują, czyli za ratowanie ludzkiego życia.

Adriana Boruszewska Doba.pl

 

Przeczytaj komentarze (1)

Komentarze (1)

poniedziałek, 06.07.2015 12:59
Profesor Chybicka to wspaniała kobieta. Dziękuje jej i całemu personelowi...