"Tylko sól" wykończy wrocławskie bary mleczne?

- Oni chcą doprowadzić do likwidacji barów mlecznych – mówi nam pracownica wrocławskiego baru Mikrus przy Kluczborskiej, gdy pytamy o zmiany w rozporządzeniu ministra finansów dotyczące dotacji dla barów mlecznych. A owe zmiany są zabójcze, bo minister zdecydował, że od stycznia tego roku nie będzie dofinansowywał przypraw. Jeżeli bar chce otrzymać dotację w wysokości 40%, to musi używać tylko jedynej dozwolonej przyprawy, czyli soli.

Mikrus na Kluczborskiej

- Co to za gotowanie bez przypraw? – pyta się pracownica Mikrusa, która prosi o anonimowość. – Nie możemy gotować zupy na mięsie, bo ono nie jest dotowane, więc gotujemy zupy na margarynie i maśle. Teraz jeszcze nie możemy dodać ani majeranku, ani maggi. Więc co to za zupa będzie? Na szczęście ministerstwo dotuje czosnek, bo to warzywo… - wzdycha.

Maleńki Mikrus przy Kluczborskiej nie zawiesił i nie zrezygnował z dotacji (w przeciwieństwie np. do Misia czy Jacka i Agatki), gdyż baru na to nie stać.

- Jakoś ciągniemy, ale to jest mały bar. Tu przychodzi biedota, nie ma takiego przerobu jak np. w Misiu. Tu przychodzi babcia i prosi o pół talerza zupy – żali się pracownica Mikrusa.

Sprawdzamy ceny na tablicy. Talerz krupniku – 1,6 zł, pomidorowa – 2 zł, flaki- 6 zł, pierogi ruskie – 4,5 zł, naleśniki z serem – 3,9 zł, kopytka z sosem – 2,1 zł. Pracownica Mikrusa pokazuje nam rozliczenia dotacji właśnie na przykładzie kopytek.  – Bez sosu to danie jest tańsze – krzyczy zza lady kierownik Mikrusa. Rzeczywiście, można nawet powiedzieć, że w tym daniu to sos gra pierwsze skrzypce, bo w tabeli rozliczeń sos kosztuje 1,22 zł, a kopytka 0,99 zł.

- Bez dotacji te kopytka kosztowałyby prawie 3 złote - przelicza pracownica i dodaje, że Mikrus miesięcznie dostaje około 6 tysięcy złotych dotacji.

Ograniczenie przypraw jedynie do soli to krok w stronę likwidacji maleńkich barów mlecznych, bowiem te kultowe, jak np. Miś, Jacek i Agatka czy Mewa, jakoś sobie radzą, a klientów (głównie studentów) nie brakuje.

Jacek i Agatka

Jak poinformowała nas Regina Mróz, kierowniczka Jacka i Agatki – bar z dotacji zrezygnował już rok temu. Do kwietnia dotacje zawiesił też Miś. - Nie stać nas na to, aby dodawać przyprawy za darmo, jak to robią inne bary, bo jesteśmy zbyt dużym barem – mówi nam Dorota Cisowska z Misia.

- Doprawianie kosztuje – tłumaczy Magdalena Goździaszek, kierownicza nadodrzańskiej Mewy.  Ten bar mleczny z dotacji nie zrezygnował.  – Będziemy sobie jakoś radzić. Jesteśmy pewni, że to się zmieni –  dodaje Goździaszek.

W Mewie spadły ceny dań jarskich, ale wzrosły ceny dań mięsnych.

Goździaszek widzi jednak światełko w tunelu. – To rozporządzenie zostanie zmienione, bo się nie udało. Media zrobiły za dużo szumu dookoła tego i to musi się zmienić – podsumowuje kierowniczka Mewy.

Mewa, Jacek i Agatka czy oczywiście niezapomniany Miś to kultowe miejsca Wrocławia. Wielu nie wyobraża sobie stolicy Dolnego Śląska bez tych i tak już niewielu barów mlecznych. I o ile bary przy Rynku, nawet bez dotacji i z wyższymi cenami mają szanse na przetrwanie – głównie z powodu dobrej lokalizacji blisko budynków Uniwersytetu Wrocławskiego, to mniejsze bary mleczne, tj. Mikrus przy braku dotacji mogą wkrótce zakończyć swój żywot. Bo jak stwierdziła pracownica tego baru. – Tu przychodzi głównie biedota.

Adriana Boruszewska Doba.pl

Dodaj komentarz

Komentarze (0)