Wrocławska stylistka i blogerka 50+: "Nasza ulica jest nietolerancyjna"

sobota, 6.12.2014 12:25 18402 0

Ubiera modnie kobiety i mężczyzn, bez względu na wiek i wagę. Według niej największy problem Polaków to nieumiejętnie dobrane rozmiary ubrań. Z Krystyną Bałakier, wrocławską stylistką i blogerką 50+ rozmawiamy o zakupach w sieciówkach, braku elegancji u polskich mężczyzn i nietorelacyjnej ulicy, również we Wrocławiu.

Krystyna Bałakier prowadzi blog Krystyna Bałakier. Moda po ludzku

 

Jak długo prowadzi pani bloga o modzie?

Cztery lata. Pierwszy blog był na Onecie i były to tylko artykuły o modzie. Po roku czytelniczki chciały, aby to, o czym piszę, pokazać na zdjęciach. Na początku chciałam zatrudnić modelkę, ale potem pomyślałam, a dlaczego to nie ja miałabym być nią? I tak się zaczęło.

Skąd u pani zainteresowanie modą?

Całe życie interesowałam się modą, to była moja pasja i odskocznia od pracy zawodowej. Musiałam mieć jakieś zdolności w tym kierunku, bo znajomi i rodzina prosili mnie często, bym im pomogła ubrać się na różne okazje. Ponieważ miałam w życiu wiele pasji, to od początku odłożyłam sobie to zajęcie na emeryturę.

Dużo jest blogerek  w wieku 50+?

Jest kilka, ale to są raczej blogerki, szafiarki niż stylistki. Na zachodzie jest ich znacznie więcej. Moim marzeniem była firma stylizująca osoby i taką firmę założyłam 5 lat temu, potem dopiero powstał blog.

Do pani zgłaszają się kobiety w różnym wieku…

Tak. Jednak muszę panią zaskoczyć, gdyż 54 procent czytelników mojego bloga - wiem to, bo mam statystki - to mężczyźni. 5-6 procent to są kobiety powyżej 50 roku życia, zaś większość osób, które czytają  mojego bloga, to kobiety między 25 a 35 rokiem życia. Być może córki pokazują bloga swoim mamom, babciom, mężczyźni swoim partnerkom.

Mój najmłodszy klient ma 18 lat, a najstarsza klientka 70. Potrafię ubrać każdego, a  blog jest 50+ tylko dlatego, że największe kłopoty z odpowiednim ubiorem mają kobiety w tym wieku, a także w tym wieku jest modelka.

Czy doboru ubrań, kolorów można się nauczyć?

Podejrzewam, że to jest tak, jak z każdym artystą. Coś w sobie trzeba mieć..  Często robię to intuicyjnie, wiem, że coś do czegoś pasuje. Oczywiście przygotowywałam się do tego zawodu wiele lat. Jeździłam na warsztaty, czytałam książki, spotykałam się ze stylistkami… Wiedza jest ważna, jednak najważniejsza jest intuicja i doświadczenie życiowe.

Monika, 30+

Czy ma pani w swojej szafie ubrania kupione spontanicznie?  Ubrania, których nigdy pani nie założyła, ale kupiła, bo tak ładnie wyglądały w sklepie?

Nie. Praktycznie nie  mam takich ubrań.  Może zdarzyło się to raz czy dwa, kiedy szukałam czegoś np. na wesele, a potem dzień później znalazłam coś, co było jeszcze lepsze na tą okazję.  Natomiast moja szafa jest w tej chwili za duża - teraz  to cały pokój, z którego zamierzam zrobić wkrótce garderobę -  wiec tym bardziej nie kupuję rzeczy, które są mi nieprzydatne.

Jednak czasami tak jest, że widzi się w sklepie piękną rzecz, po prostu cudowną….

Większość tak kupuje, ale nie ja. Od razu wiem, które ubranie będzie na mnie pasować. Nie znoszę też żadnych kompromisów, czyli jak choćby jeden szczegół w danym ubraniu mi nie pasuje, to nie kupuję go.  Musi być idealnie.

A przeróbki krawieckie?

Trochę mnie to denerwuje, gdyż to wymaga czasu. Poza tym trudno znaleźć też kogoś, kto dobrze to zrobi.

Ubrania w sieciówkach są dobrze skrojone?

Sieciówki szyją na manekiny, na dane rozmiary, które są akurat na czasie.  Kobiety często kupują, idąc na kompromisy, np. to się przykryje żakiecikiem, a to zasłoni szalikiem, a potem ktoś ją skrytykuje i taka rzecz ląduje na dnie szafy.

Grażyna, 60+

Liczyła pani, ile osób przeszło już u pani metamorfozę?

Nie liczyłam. Czasem tylko martwi mnie fakt, że nie wszyscy godzą się, aby ich zdjęcia zamieszczać na blogu. Niektórzy nie chcą, żeby inni wiedzieli, że im pomagam albo mają kompleksy. Kiedyś była u mnie pani o figurze dużej gruszki i była bardzo zadowolona z metamorfozy. Jednak, gdy stwierdziłam, że zrobię jej zdjęcia, to zgodziła się zrobić je tylko od pasa w górę. A najlepszy efekt był na dole… Bardzo chciałabym pokazywać wszystkie metamorfozy, bo wtedy wiele osób oglądających mojego bloga mogłoby się sporo nauczyć. Wszystkich metamorfoz było chyba okołu stu.

Ma pani kontakt z osobami, które przeszły metamorfozę?

Bardzo różnie. Albo mam i te osoby mają, tzw. serwis, czyli mogą zawsze bezpłatnie się mnie poradzić, albo są takie osoby, które widziałam tylko raz. Obowiązuje mnie też tajemnica służbowa.

Czy te osoby, z którymi ma pani kontakt, kontynuują nowy styl nadany im w czasie metamorfozy?

Nie wszyscy. Znam osoby, które ten styl utrzymują. Czasami umawiają się ze mną, gdy potrzebują pomocy przy doborze stroju na większe wyjście. Wtedy widzę, że niektóre  to kontynuują i wyglądają super. Obserwuję  też osoby, które przeszły metamorfozę i były zachwycone, a jednak wracają do swoich starych nawyków.  Jest to dla mnie niezrozumiałe. Te osoby świetnie się czuły w nowym stylu, dowartościowały się… Podejrzewam więc, że jest jakiś czynnik, który nie pozwala im się wyrwać ze starych przyzwyczajeń.. Często jest to matka, która narzuca córce swój styl, bądź partner, który widzi, że nagle z jego dziewczyny zrobiła się piękna kobieta i jest zwyczajnie zazdrosny.

Na czym polega metamorfoza?

Najpierw wybieramy się na zakupy. Często też zaczynamy od szafy i patrzymy, czy możemy coś wybrać i ze sobą połączyć. Miałam klientkę, która preferowała czerń, więc musiałam ją nauczyć nosić kolory. Jeżeli nic nie znajdziemy w szafie, to idziemy na zakupy.  Ubrania, które wspólnie kupujemy, zazwyczaj wszystkie pasują do siebie, tak, aby klientka mogła je dowolnie łączyć w zestawy.

Wszystko zależy od zasobności portfela?

Potrafię robić zakupy w bardzo różnych sklepach. Czasem jest to niedrogi, mały sklepik, a czasem znany butik. Wszystko zależy od zamiarów klienta i zasobności jego portfela.

Z czym Polacy mają największy problem?

Najczęściej z rozmiarami. Nie znamy swoich rozmiarów i nosimy albo za małe, albo za duże ubrania. Zbyt oszczędnie używamy dodatków.  Często nosimy szaro-bure ubrania, bojąc się kolorów. Dojrzałe kobiety zbyt często przekraczają linię między elegancją a tzw. dzidzią-piernik.

Co, w kwestii ubioru, jest największym problemem u polskich mężczyzn?

Bardzo odstają od swoich partnerek. Kobiety częściej są zadbane. Robię czasem przegląd ulicy, siadając na wrocławskim  Rynku i  często widzę elegancką dziewczynę idącą z niechlujnie ubranym facetem. Szczególnie latem to widać. Ona jest dobrze ubrana, umalowana, a on ma na sobie rozciągnięte szorty, podkoszulek czy dresy i często brudne buty. To się oczywiście powoli zmienia. Oczywiście częściej dotyczy to dojrzałych mężczyzn.  Latem najczęściej noszą wędkarskie kamizelki z tysiącem kieszeni, za długie lub za krótkie spodnie itd.. A przecież nie zależy to od ilości pieniędzy, tylko od tego czy się komuś chce, czy nie chce wyglądać schludnie.

Kazik, 40+

Na co się najtrudniej przestawić mężczyznom?

Mężczyźni nie przepadają za kolorami, a także za robieniem zakupów. Potrafię jednak dać sobie z tym radę.

Czy brak kolorów to wina sieciówek, które lansują w sezonie jesienno-zimowym  szarobure ubrania?

To jest błędne koło. Sieciówki oferują takie ubrania, które najczęściej są kupowane, a my je kupujemy, bo tylko takie są w ofercie, więc ktoś powinien to przerwać. Natomiast coraz częściej pojawiają się inne możliwości. Powstaje coraz więcej małych sklepików polskich marek, które nie dość, że mają porównywalne ceny, to na dodatek szyją bardzo dobrej jakości rzeczy. Dlatego dziwię się niektórym ludziom, że nadal korzystają z droższych i o wiele gorszej jakości ubrań, które oferowane są w sklepach sieciowych.

Omija pani sieciówki?

Jeśli klient ma takie życzenie, to wchodzimy również tam. Poza tym można tam zobaczyć, co jest w danym sezonie na czasie. Czasem też wśród tych ubrań można znaleźć  tzw. perełki.

Co jest największym  problemem, jeśli chodzi o zakupy dla kobiety 60+ z nadwagą?

Najczęściej taka osoba kupuje rzeczy za duże, którymi próbuje się zakryć lub za małe, z myślą że przecież kiedyś schudnie. Często również brak w sklepach dużych rozmiarów i wtedy takie zakupy trwają dłużej. Osoby w tym wieku boją się również wchodzić do sklepów, gdzie według ich mniemania, oferowane są ubrania tylko dla młodych. A szkoda, bo czasem można tam trafić na bardzo ciekawe rzeczy.

Chodzi pani do lumpeksów?

Kiedyś tak, teraz już nie. Denerwuje mnie to, że najczęściej sprzedawcy odkładają lepsze rzeczy dla swoich stałych klientek. A poza tym zabiera to mnóstwo czasu, którego nie mam zbyt wiele. Jeżeli poprosi o to klient, który nie ma zasobnego portfela, to możemy pójść również tam.

Zauważyła pani, mam na myśli głównie o młodych ludzi, że moda uliczna jest bardzo monotonna. Te same fryzury, płaszcze, makijaże?

Zauważyłam jedno – jak coś jest modne, to od razu nosi to połowa młodych ludzi. Wyglądają jak klony. Mnie to przeraża, bo wtedy nie odróżniam od siebie poszczególnych osób. Ja lubię się wyróżniać, dlatego tego nie rozumiem.  Z jednej strony dziwię się, bo młodzi ludzie powinni mieć chęć wyróżniania się, a z drugiej strony nasza ulica jest tak nietolerancyjna, że jak ktoś ubierze się inaczej, to  od razu jest napiętnowany. Mam również takich klientów, szczególnie mężczyzn, którzy chcieliby ubrać się odważnie, kolorowo i modnie, a boją się nietolerancji i posądzenia o niemęskość. Im mniejsze miasto, tym z tym gorzej.

Przegląda pani blogi, zwłaszcza młodych blogerek?

Kiedyś przeglądałam, teraz nie, gdyż wiele młodych blogerek kopiuje stylizacje innych lub korzysta z zestawów, które prezentowane są na manekinach w sklepach, przez co oglądanie ich blogów staje się po pewnym czasie nudne. Myślę, że w tej dziedzinie trzeba mieć trochę polotu i intuicji, a nie tylko zasobny portfel rodziców czy ubrania na chwilę wypożyczone ze sklepu.  Co nie oznacza, że także wśród nich nie ma blogerek z pomysłem.

Rozmawiała Adriana Boruszewska Doba.pl

Fot. Luiza Różycka, blog "Krystyna Bałakier. Moda po ludzku"

Dodaj komentarz

Komentarze (0)