Pielęgniarki protestowały we Wrocławiu. Chcą podwyżek

9 Zobacz galerię

Kilkaset pielęgniarek protestowało w środę pod urzędem wojewódzkim we Wrocławiu. Domagały się lepszych warunków pracy i podwyżek.

- Naszym głównym celem jest określenie norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych, ale także realny wzrost płac, bo brakuje chętnych do tego zawodu, gdyż jest on ciężki i nieopłacalny – przekonuje nas Urszula Olechowska, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu i dodaje, że oczekiwania finansowe określone przez związek zawodowy to podwyżka w wysokości 1500 złotych. – Chodzi nam przede wszystkim o określenie mechanizmu wzrostu płac w zależności od doświadczenia, kwalifikacji i miejsca pracy.

Olechowska zaznacza, że najniższe płace są w szpitalach powiatowych. Tam też panują najgorsze warunki pracy. Przewodnicząca poinformowała nas, że nie ma wiedzy, aby lekarze czy dyrektorzy szpitali oficjalnie popierali dążenia pielęgniarek i położnych.

Średnia pensja pielęgniarki to od 2000 do 2400 złotych netto.

Dominika, pielęgniarka z oddziału neonatologii w Jeleniej Górze, zarabia 2500 złotych netto. Z dyżurami. - Pracuję na zmiany dzień i noc. Potem mam dwa dni wolnego. Najtrudniejsze jest to, że noworodek sam nie powie, co mu dolega, dlatego też musimy go cały czas obserwować. Najgorsze w naszej pracy jest to, że nie jesteśmy doceniane pod względem finansowym. Każda z nas się kształci, ma specjalizacje, magistra lub jest pielęgniarką po licencjacie, ale praca a płaca to dwie różne rzeczy.

- Jestem tu po to, by wesprzeć swoje koleżanki i po to, by wyrazić swój sprzeciw wobec sytuacji w polskiej służbie zdrowia - mówi Doba.pl Lucyna Bogumił, od dwóch lat pielęgniarka na emeryturze, która 36 lat pracowała na anastezjologii i intensywnej terapii we wrocławskim szpitalu przy Traugutta.

Lucyna Bogumił twierdzi, że pielęgniarki są źle traktowane nie tylko w szpitalach, ale też i na wszystkich stanowiskach pracy. Są niedoceniane, przepracowane i źle opłacane. Emerytura pielęgniarki to od 1600 do 1800 złotych brutto. – Ochrona zdrowia jest niedoinwestowana i to się przekłada na pensje dla pracowników. Kiedy mówimy o pieniądzach, to mówimy o pieniądzach i warunkach pracy – wtedy wszyscy nas odsyłają do dyrektorów, a ci odsyłają nas do marszałka, wojewody i do NFZ. I nie ma pieniędzy na podwyżki dla pielęgniarek, ale dziwnym trafem znajdują się pieniądze dla lekarzy. Mówi się, że nie będzie podwyżek dla pielęgniarek, bo jest nas za dużo.

Na Dolnym Śląsku pracuje ok. 20 tysięcy pielęgniarek i położnych. Ich średnia wieku to 48 lat. W ciągu najbliższych 10 lat aż 6 tysięcy odejdzie na emeryturę.

W tłumie protestujących dało się dostrzec jednak i młode twarze, takie jak 25-letnia Asia pracująca w trzebnickim szpitalu na oddziale ginekologii i patologii ciąży. Asia ma za sobą 10 miesięcy pracy. Zarabia 1380 złotych netto. Chciałaby mieć pensję w wysokości 2500 złotych netto. - Większość moich koleżanek zdecydowało się wyjechać z Polski za pracą. Ja zostałam. Jest nas mało, mamy pojedyncze dyżury i masę obowiązków.

12 maja pielęgniarki zapowiedziały strajk ostrzegawczy, jednak Urszula Olechowska zapewnia nas, że pielęgniarek przy łóżkach chorych wtedy nie zabraknie. – Pielęgniarki i położne przychodzą na tego rodzaju protesty w swoim wolnym czasie. Dlatego jest tu nas nie tak dużo.

Gdy po strajku ostrzegawczym nic w sytuacji pielęgniarek i położnych się nie zmieni, to związki zawodowe zapowiadają zradykalizowanie metod. Przewodnicząca Olechowska ma jednak nadzieję, że to tego nie dojdzie. – Czeka nas kryzys w pielęgniarstwie, gdyż coraz mniej młodych przychodzi do tego zawodu, a wiek pielęgniarek wzrasta, więc naturalne jest to, że będą zamykane poszczególne placówki. Ufamy, że władze temu problemowi zapobiegną wcześniej.

Adriana Boruszewska Doba.pl