Pierwszy mecz finału dla koszykarek Ślęzy Wrocław

czwartek, 20.4.2017 09:23 1178 0

Koszykarki Ślęzy pokonały przed własną publicznością Wisłę Can-Pack Kraków 71:65 w pierwszym meczu finału play-off Basket Ligi Kobiet. Rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw. Kolejne spotkanie w czwartek (20 kwietnia), także we Wrocławiu. Początek o godz. 18:45, transmisja w TVP Sport.
Gorączka koszykarskiego złota udzieliła się kibicom we Wrocławiu. W hali AWF-u znów zjawił się nadkomplet publiczności, która niezwykle żywiołowo reagowała na to, co się dzieje na parkiecie. Przez wiele minut fani Ślęzy nie mieli jednak wesołych min. W pewnym momencie przyjezdne z Krakowa prowadziły różnicą nawet 13 punktów. Co więcej, w piątej minucie meczu kontuzji nabawiła się Nikki Greene, podstawowa środkowa żółto-czerwonych.

Pierwsze minuty finału zdecydowanie należały do Wisły Can-Pack. W połowie pierwszej kwarty krakowianki prowadziły 12:3. Na szczęście całkiem dobrą zmianę za kontuzjowaną Nikki Greene dała Kourtney Treffers. Holenderka w pierwszej odsłonie gry zdobyła sześć punktów i to także dzięki niej Ślęza nie tylko odrobiła straty, ale nawet wyszła na prowadzenia (21:20).
Początek drugiej kwarty był zgoła odmienny niż końcówka pierwszej. Ślęza miała olbrzymie problemy ze zdobywaniem punktów. Dość powiedzieć, że pierwszy raz do kosza wrocławianki trafiły po 6,5 min. Dokonała tego Agnieszka Kaczmarczyk, wykorzystując jeden rzut wolny. To był jedyny punkt tej zawodniczki w całym spotkaniu. To właśnie wtedy Wisła Can-Pack prowadziła różnicą 13 punktów.
W trudnym momencie Ślęzę ratowała Sharnee Zoll-Norman. Amerykanka zdobyła osiem ostatnich punktów przed przerwą, dzięki czemu wrocławianki przegrywały tylko 30:35.
Bardzo dobra gra Sharne Zoll-Norman tchnęła w jej koleżanki i kibiców nadzieję na zwycięstwo. Trzecia kwarta to był popis Ślęzy. Coraz częściej trafiała Marissa Kastanek, uruchomiła się Agnieszka Skobel, ważne trójki oddała Kateryna Rymarenko. Świetną pracę pod koszami wykonywała Agnieszka Majewska (14 zbiórek w całym meczu). Gdy równo z syreną kończącą trzecią kwartą trafiła Kourtney Treffers, wrocławianki prowadziły 50:43.
Czwarta kwarta to przez wiele minut gra kosz za kosz. Wisła Can-Pack nie była w stanie zbliżyć się do Ślęzy. Ostatecznie wrocławianki wyrały 71:65 i objęły prowadzenie w finałowej serii 1-0. Drugie spotkanie w czwartek o godz. 18:45. 

Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack Kraków 71:65 (21:20, 9:15, 20:8, 21:22)

Ślęza: Sharnee Zoll-Norman 18, Marissa Kastanek 16 (2), Kateryna Rymarenko 13 (3), Kourtney Treffers 8, Agnieszka Skobel 7 (1), Zuzanna Sklepowicz 4 (1), Agnieszka Majewska 4, Agnieszka Kaczmarczyk 1, Magdalena Koperwas, Nikki Greene.
Wisła Can-Pack: Ziomarra Morrison 17 (1), Ewelina Kobryn 13, Sandra Ygueravide 13, Hind Ben Abdelkader 10 (2), Vanessa Gidden 5, Magdalena Ziętara 4 (1), Meighan Simmons 2, Agnieszka Szott-Hejmej 1, Claudia Pop, Olivia Szumełda-Krzycka.

Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw): 1-0 dla Ślęzy. 

Kolejny mecz: czwartek (20 kwietnia), godz. 18:45 we Wrocławiu.

Po meczu powiedzieli:

Jose Ignacio Hernandez (trener Wisły Can-Pack): - Zaczęliśmy to spotkanie bardzo dobrze. Graliśmy dobrze w obronie, zwłaszcza w pierwszej połowie, przez 17 minut ta defensywa była fantastyczna. Czasami nasza rotacja w składzie jest bardzo słaba. Kiedy uruchamiamy zawodniczki rezerwowe, nasz wynik idzie w dół. Ciężko mi to zrozumieć, ale biorę odpowiedzialność za to na siebie. Czasami jest to wręcz niewyobrażalne. Powinniśmy mieć więcej potencjału na ławce rezerwowych. Kiedy zmieniam nawet jedną zawodniczkę, to jest zła sytuacja dla nas. Tak znów było dzisiaj. Trzecią kwartę zaczęliśmy fatalnie, zniknęliśmy z parkietu. Ślęza była bardziej agresywna w tym czasie. Ciężko mi było też zrozumieć niektóre decyzje sędziów. Ciężko nam się grało przy takim sposobie sędziowania. Arbitrzy natychmiast odgwizdywali faule przeciwko nam. Każdy kontakt zawodniczek to było przewinienie przeciwko nam. Ale to oczywiście nie jest wytłumaczenie. Winne porażki są nasze zawodniczki, które popełniały wiele błędów. Ślęza zasłużyła na zwycięstwo, bo była lepsza. Ale sędziowie śmiali się dziś nam w twarz, oni nie szanują nikogo, są najgorsi w polskiej lidze. Wiem, że ta moja wypowiedź obróci się przeciwko nam, ale to moja opinia. Tak samo było w ćwierćfinale i półfinale. Dziś zawodniczka z numer 21 w Ślęzie (Kourtney Treffers - dop. red.) miała chyba 20 fauli. Ciężko się gra, gdy jest taki poziom sędziowania.

Sandra Ygueravide (zawodniczka Wisły Can-Pack): - Wiedziałyśmy, że Ślęza będzie grać u siebie bardzo twardo. Pierwszy mecz finału był bardzo ważny dla obu drużyn. Zaczęłyśmy bardzo dobrze, ale pozwoliłyśmy Ślęzie odrobić straty. Ślęza jest groźna, jeśli pozwoli się jej grać. Miałyśmy te same problemy, które przytrafiły się nam w Bydgoszczy i Lublinie. To zdarza się nam przez cały sezon. To jest finał. Nie możemy popełniać takich prostych i głupich błędów. To nasza wina. Nie grałyśmy agresywnie w trzeciej kwarcie, rywalki były lepsze. Wrocławianki były bardziej agresywne, a my nie byłyśmy na to gotowe. Myślę, że w następnym meczu musimy się poprawić, musimy dać z siebie wszystko i zagrać tak agresywnie, jak Ślęza dzisiaj. To nie koniec wojny, mamy kolejne mecze. Możemy pokonać Ślęzę. Kolejny mecz już jutro, będziemy gotowe.

Arkadiusz Rusin (trener Ślęzy): - Dziękuję za gratulacje. To był ciężki mecz dla nas, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy nie mogliśmy się przebić przez defensywę Wisły. Przegrywaliśmy trzynastoma punktami. Myślę, że ważny moment nastąpił w końcówce drugiej kwarty. Wróciliśmy na pięć punktów straty i można było zupełnie inaczej wejść do szatni i motywować zespół. Cieszę się z postawy zawodniczek z ławki. To jest coś, co nie szło nam w meczach z Polkowicami, bo czasami rezerwowe zdobywały tylko sześć punktów. Dziś rzuciły 32, także duży szacunek dla tych dziewczyn za to, że wyszły na boisko i nam pomogły. Po meczach z Polkowicami trener Maros Kovacik nauczył mnie jednej fajnej rzeczy. Krótka pamięć - to się liczy w play-offach. Jest 1-0, ale tak naprawdę to się dopiero zaczęło i zapominamy. Za chwilę robimy analizę i przygotowujemy się do kolejnego meczu. 

Agnieszka Majewska (zawodniczka Ślęzy): - Bardzo się cieszę, że po nieudanej pierwszej połowie porozmawiałyśmy sobie w szatni. Zdałyśmy sobie sprawę, że trzecia kwarta to jest ostatni dzwonek. Musiałyśmy zaatakować, bo w innym przypadku rywalki odjechałaby nam na jeszcze więcej punktów. Cieszę się, że po raz kolejny przy słabym początku byłyśmy w stanie się podnieść. Ale tak, jak powiedział trener, trzeba mieć krótką pamięć. Wiemy, że jutro Wisła będzie gotowa i to będzie ciężki mecz. Żeby zdobyć mistrzostwo, trzeba wygrać trzy mecze. Na razie mamy 1-0, a jutro naprawdę będzie ciężkie spotkanie. 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)